To byl ciezki dzien. Skonczylismy na 110 km, ale co najmniej 40 km z tego to byl podjazd. Do tego wysoka temperatura i kiepskie jedzenie. W rezultacie ostatnie kilometry pokonywalismy jak lunatycy. A przy tamie zlapala nas po prostu glupawka. Rozbilismy sie nad jeziorem, nad które trzeba bylo sporo schodzić z urwiska. Poza tym chłodno. Na wieczor poszlismy jeszcze do schroniska na piwko. W srodku fajny klimat. Byla rozmowa o wspinaczce i nalezyty odpoczynek.
PS. Nie ma chętnych do nagrywania na podjazdach, może ktoś ma ochotę i czas?:)
PS. Nie ma chętnych do nagrywania na podjazdach, może ktoś ma ochotę i czas?:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz