Jazda w czworke ma swoje zalety. Kiedy wieje w twarz, bawimy sie w ciuchcie, nie mylic ze sloneczkiem:) Zmieniamy sie na kole i na przemian ciagniemy peleton. Czasami zabraknie w jednej lokomotywie wegla, ale pociag jedzie dalej. W ostatnich dniach, kiedy wieje w twarz, system ten sprawdza sie znakomicie.
Nastepna przelecz na naszej liscie to klasyk TdF Col du Galibier - 2640 m. Trasa uklada sie nam optymalnie i znowu wjeżdżamy na szczyt z rana. Krzysiek odkryl w swoim rowerze dosc powazna usterke. Pekla mu obrecz w miejscu hamowania. Pech go nie opuszczal i pod koniec dnia stracił szpryche. Nie ma to jak Mavic:) Dzien zakonczyl sie jednak happy endem. Na ostatnim podjezdzie, kiedy gonil nas deszcz, udalo nam sie zlapac nocleg u gospodarza, ktory uzyczyl nam swojego garazu, a na wieczor poczestowal dobrym winkiem. Merci monsieur!
Nastepna przelecz na naszej liscie to klasyk TdF Col du Galibier - 2640 m. Trasa uklada sie nam optymalnie i znowu wjeżdżamy na szczyt z rana. Krzysiek odkryl w swoim rowerze dosc powazna usterke. Pekla mu obrecz w miejscu hamowania. Pech go nie opuszczal i pod koniec dnia stracił szpryche. Nie ma to jak Mavic:) Dzien zakonczyl sie jednak happy endem. Na ostatnim podjezdzie, kiedy gonil nas deszcz, udalo nam sie zlapac nocleg u gospodarza, ktory uzyczyl nam swojego garazu, a na wieczor poczestowal dobrym winkiem. Merci monsieur!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz