W parku na kempingu, znalezlismy rower, taki szrot, ale kolo tylne mial ok. Krzysiek postanowil je zamontowac do swojego krazownika. Poszlo gladko, nawet nie trzeba bylo regulowac przerzutki. Piszczalo wprawdzie niemilosiernie i bylo krzywe, ale krecilo sie i mozna bylo ustawic tylni hamulec, co akurat bylo istotne, bo zostaly nam jeszcze dwie przelecze.
Pierwsza na liscie byla Gavia. Jedna z najtrudniejszych przeleczy. Nie jest moze najwyższa, 2621 m, ale ma spore nachylenie, do 15%. Poza tym droga wąska i klimat dosc surowy. Krzysio, chyba jako jedyny w kolarskiem historii Włoch, wjechał na Gavie, z zapasowym kolem. Na szczycie wygladal jak duch i nic nie mowił. Wspólna fotka i w dół!
Ostatnia z listy została duma Włoch - Passo Stellvio 2757 m. Bylo popoludniu, wiec postanowilismy podjechac pod nia tylko kawalek i poszukać jakiegoś przyzwoitego miejsca pod nocleg.Od strony Bormio nie jest jednak to takie łatwe. Podjechaliśmy w końcu na 2000 metrów, pod charakterystyczny zygzak i tam rozbiliśmy sie bez wody i jedzenia na opadajacej nisko w dół polanie. Było zimno, a w nocy rozpadało się. Iście górski kemping. Z samego rana ruszyliśmy do ataku szczytowego, zęby myjąc po drodze. Ostatnie 10 km wjechaliśmy w 2 godziny, nie spiesząc się specjalnie. Mimo sporej wysokosci zdobycie Stelvio poszło nam całkiem sprawnie.
Z przełeczy byl zjadzd na prawie 70 km, prosto do Austrii, a stamtad jeszcze kilkadziesiat kilometrów, do miejsca naszego parkingu Nassareith.
Dojechalismy rowno po 2 tygodniach, robiac łącznie 1780 km. Super wynik, jak na taka trase.
Wkrótce zdjęcia i film!
Pierwsza na liscie byla Gavia. Jedna z najtrudniejszych przeleczy. Nie jest moze najwyższa, 2621 m, ale ma spore nachylenie, do 15%. Poza tym droga wąska i klimat dosc surowy. Krzysio, chyba jako jedyny w kolarskiem historii Włoch, wjechał na Gavie, z zapasowym kolem. Na szczycie wygladal jak duch i nic nie mowił. Wspólna fotka i w dół!
Ostatnia z listy została duma Włoch - Passo Stellvio 2757 m. Bylo popoludniu, wiec postanowilismy podjechac pod nia tylko kawalek i poszukać jakiegoś przyzwoitego miejsca pod nocleg.Od strony Bormio nie jest jednak to takie łatwe. Podjechaliśmy w końcu na 2000 metrów, pod charakterystyczny zygzak i tam rozbiliśmy sie bez wody i jedzenia na opadajacej nisko w dół polanie. Było zimno, a w nocy rozpadało się. Iście górski kemping. Z samego rana ruszyliśmy do ataku szczytowego, zęby myjąc po drodze. Ostatnie 10 km wjechaliśmy w 2 godziny, nie spiesząc się specjalnie. Mimo sporej wysokosci zdobycie Stelvio poszło nam całkiem sprawnie.
Z przełeczy byl zjadzd na prawie 70 km, prosto do Austrii, a stamtad jeszcze kilkadziesiat kilometrów, do miejsca naszego parkingu Nassareith.
Dojechalismy rowno po 2 tygodniach, robiac łącznie 1780 km. Super wynik, jak na taka trase.
Wkrótce zdjęcia i film!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz