Winterson

"There are times when it will go so wrong that
you will barely be alive, and times when you realise that
being barely alive, on your own terms, is better than
living a bloated half-life on someone else`s terms
"

Jeanette Winterson

niedziela, 21 lipca 2013

Ostatnie przełecze

W parku na kempingu, znalezlismy rower, taki szrot, ale kolo tylne mial ok. Krzysiek postanowil je zamontowac do swojego krazownika. Poszlo gladko, nawet nie trzeba bylo regulowac przerzutki. Piszczalo wprawdzie niemilosiernie i bylo krzywe, ale krecilo sie i mozna bylo ustawic tylni hamulec, co akurat bylo istotne, bo zostaly nam jeszcze dwie przelecze.
Pierwsza na liscie byla Gavia. Jedna z najtrudniejszych przeleczy. Nie jest moze najwyższa, 2621 m, ale ma spore nachylenie, do 15%. Poza tym droga wąska i klimat dosc surowy. Krzysio, chyba jako jedyny w kolarskiem historii Włoch, wjechał na Gavie, z zapasowym kolem. Na szczycie wygladal jak duch i nic nie mowił. Wspólna fotka i w dół!
Ostatnia z listy została duma Włoch - Passo Stellvio 2757 m. Bylo popoludniu, wiec postanowilismy podjechac pod nia tylko kawalek i poszukać jakiegoś przyzwoitego miejsca pod nocleg.Od strony Bormio nie jest jednak to takie łatwe. Podjechaliśmy w końcu na 2000 metrów, pod charakterystyczny zygzak i tam rozbiliśmy sie bez wody i jedzenia na opadajacej nisko w dół polanie. Było zimno, a w nocy rozpadało się. Iście górski kemping. Z samego rana ruszyliśmy do ataku szczytowego, zęby myjąc po drodze. Ostatnie 10 km wjechaliśmy w 2 godziny, nie spiesząc się specjalnie. Mimo sporej wysokosci zdobycie Stelvio poszło nam całkiem sprawnie.
Z przełeczy byl zjadzd na prawie 70 km, prosto do Austrii, a stamtad jeszcze kilkadziesiat kilometrów, do miejsca naszego parkingu Nassareith.
Dojechalismy rowno po 2 tygodniach, robiac łącznie 1780 km. Super wynik, jak na taka trase.
Wkrótce zdjęcia i film!

























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz