Outdoor to naprawde fajna sprawa. Wozisz caly swoj dobytek przy sobie i jestes przygotowany by rozbic sie praktycznie w kazdym miejscu. Widzisz pusta, zwyczajna polane i za 10 minut staje sie ona twoim domem. Ostatnio rozbijamy sie wylacznie na dziko, a do campow zajezdzamy tylko po wode.
Polubilismy gotowanie w namiocie. Moze nie jest zbyt bezpiecznie, ale jak sie uwaza, to duza wygoda. Lezysz i pichcisz cos w przedsionku.
Wczoraj wieczorem znowu ogladalismy film, tym razem wytrzymalem do konca, ale tez film byl lepszy: "To nie jest kraj dla starych ludzi". Od razu dodam, dla tych ktorzy filmu nie znaja, ze nie chodzi o Polske, ani o nasz system emerytalny, tylko o Ameryke:)
Rano wyruszylismy przelecza do nastepnego miasta. Przez pierwsze 25 kilometrow idzie bardzo sprawnie. Piekna sloneczna pogoda, lekki wiatr w plecy, a wokol przepiekne widoki ciagnacych sie w nieskonczonosc serpentyn. Jestesmy w gorach. Potem 10 km zjazdu. No po prostu bajka. Az nagle wjezdzamy do doliny i lup! Wieje tak, ze trudno utrzymac rower. Predkosc na zjazdach 15. Predkosc na plaskiej drodze 10. I to mimo ciaglego pedalowania! I tak przez 10-15km. Skad wzial sie ten wiatr?!
Generalnie pogode mamy dobre, ale od czasu do czasu Islandia przypomina o sobie.
W drodze do F35 zapoznalismy sie, jak to sie ladnie mowi, z dziewczynami z Holandii, tez na rowerach oczywiscie. W porownaniu z nimi jestesmy zoltodziobami, bo w tamtym roku byly na wyprawie z Indii do Bankoku, w sumie 10 tys km, 9 miesiecy w siodle. Respect! Poza tym, laski, jak Lukasz je nazywal (pozdrowienia dla Oli;), naprawde sympatyczne. Tak sie z nimi zagadalem, ze na jedynce zrobilismy niezly korek. Potem jeszcze zjedlismy wspolnie kolacje i ona zostaly na campie, a my jak prawdziwi Polacy pojechalismy rozbic sie na dziko, juz przy trasie F35.
Stan kilometrow na ten dzien: 102.
Ale zasuwacie.. A w Husaviku cały czas odkąd wyjechaliście słoneczna pogoda - zero niemalże deszczu, niewielki wiaterek miejscami. Wyprawę na Vatnajokull musiałem przesunąć o parę dni, ale mniejsza o to - tak jak wam mówiłem - moje podejrzenia wychodzą na jaw hehe. Ale wracając do tematu - zis nawet na whale watching się wybrałem i pogoda była nieziemska - zero rękawiczek i czapek - jak na ocean niesamowicie cicho, spokojnie i ciepło. Poza tym Minky whale trafiony w paszczę - żerował i niezwykle rzadko się zdarza, żeby uchwycić paszczę tego walenia.
OdpowiedzUsuńDobar - nie będę zanudzał - pedałujcie ile sił w nogach i śmigajcie do Tomka :)
Pozdrawiamy was z Renią ciepło!