W miedzyczasie okazalo sie, ze powstal nam zapas kilku wolnych dni. Gdyby nie Tomek, musielibysmy koczowac gdzies pod Reykjavikiem. A tak, dzieki goscinnosci Tomka, oddajemy sie proznowaniu i leniuchowaniu w cieplym i przyjemnym domku.
Wczoraj bylismy na basenie. I tu zaskoczenie. Cena biletu ksztaltuje sie w granicach 8 zl za caly dzien! Nie do wiary, to cena bochenka chleba na Islandii i taniej niz w Polsce.
Basen poza tym nie byle jaki, bo z plywalnia 50 metrow, zjezdzalnia, salna i mnostwem malych jacuzzi z goraca woda. W dodatku na poczatku bylo doslownie kilka osob, wiec mielismy caly obiekt tylko dla siebie. W glowie sie kreci od takiego luksusu.
Wieczorem Tomek zorganizowal grila, ktory przerodzil sie w wielka uczte. Zapchalismy sie co niemiara, bylo mieso, rybka, warzywne szaszlyczki i kartofelki z maselkiem. Byla tez oczywiscie ognista woda, jak to u Tomka.
Nastepnego dnia wybralismy sie do stolicy (51km). Reykjavik nas troche rozczarowal. Niewiele tam atrakcji, jakas katedra, rekonstrukcja statku Vikingow i cos tam jeszcze... Nuda!
Generalnie miasta na Islandii nie porazaja pieknem. Sa z reguly ladnie polozone, w zatoce, na tle gor, ale infrastruk
My jednak nie przyjechalismy tu by zwiedzac muzea i pomniki, ale podziwiac dzika przyrode. I tu pelna satysfkacja.
Jutro zostalo nam sie spakowac i w poniedzialek rano ruszamy na lotnisko, do Keflaviku. Miejmy nadzieje, ze przetrwamy kolejnego grila;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz