Wyruszylismy z Skaftafell z nadzieja, ze dojedziemy do Hofn, miasta polozonego na poludniowo-wschodnim krancu wyspy. Wiedzielismy tylko jedno, ze do Hofn jest ponad setka i zakladalismy raczej, ze rozbijemy sie gdzies tuz przed. Ale jak, jesli przez ostatnie 40 km przy drodze prowadzi plot?!
W lekkiej desperacji postanowilismy zajechac do jakiegos domku. Wybralismy taki niepozorny, czerwony.
Siedzi jakas gruba baba. To ja do niej:
Szybko z tego bledu wyprowadzil mnie szef, ktory zajechal z piskiem opon i powiedzial, ze nie ma tu zadnego campingu i zebysmy sobie poszukali "other place", bo tu jest dom wariatow! Konrad byl zdecydowanie milszy.
Nice, do "other place" bylo ponad 30 km, a na zegarze 20.
Nie bylo jednak wyjscia, Lukasz wzial jakies anaboliki i ruszylismy dalej i tylko dzieki dobrej pogodzie dojechalismy w koncu do Hofn, skad zreszta pisze.
Tego dnia zrobilismy 135 km. Pozdrowienia dla Oli i Kai.
Pragnę wyjaśnić, że nie czuję się ani czubkiem, ani niesprawna intelektualnie, żadne badania też tego nie potwierdziły:) Pedałujcie dalej żwawo to może spotkacie innych miłych ludzi poza Polakami i "cwaniakami":)PZDR
OdpowiedzUsuń