Trasa wygladala mniej wiecej tak; Dyrholay, czyli skalne nabrzeze, a potem Vik, gdzie na campie wykapalismy sie na wariata, to znaczy nie placac i zjedlismy w zamknietym cieplym pomieszczeniu. Nawet nie wyobrazacie sobie, jaka to przyjemnosc wziac prysznic po kilku dniach!
A potem, a potem sie zaczelo... Za Vik byl odcinek 72 km bez cywilizacji, zadnego domu, zadnej stacji, pustkowie...
Nie pozostalo nic innego jak jechac dalej, do konca..
Tak wiec jechalismny. Odcinek deszczu, potem suszarka na wietrze i tak na przemian. Ostatnie kilometry jechalismy jak pijani i wreszcie w deszczu dotarlismu do Kirku.
Pzdr
O cholercia dobrze dajecie!
OdpowiedzUsuńJuż za Vikiem jesteście to na prawdę dobrze wam idzie!
Kupcie kartę i zadzwońcie do mnie - numer macie, jak nie to dajcie znać.
Pozdro
Powodzenia chlopaki.
OdpowiedzUsuńtrzymamy za was kciuki , Matyska chcetnie by wyskoczyła na nastepny wyjazd, bo bardzo jej sie podobało wybrzeze Bałtyku..
My juz od wczoraj na bazie - smignelismy jakies 1500 - 1600 km ..
Bylo wspaniale i pogoda dopisała...
Mam nadzieje ze jesli bedzie wiało super mocno to przymajmniej w plecy::-)
odpoczywajcie Kojoty
Pozdrowienia od Matyldy Agi i Janka