Nasz cel to Dupavik, to znaczy Diupivogur, ale Dupavik brzmi lepiej, wiec tak ta wioske nazywamy.
I gdy tak sobie jedziemy do tej osady - jest chlodno, mglisto i pachnie siarka - Lukasz z tylu wola: stop, zatrzymaj sie!
Rozgladam sie i nic nie widze: jakies pole i waz z ktorego leci woda. Rozgladam sie dalej, az tu nagle wychodzi dwoch Islandczykow w szlafrokach. Na szczerym polu! O co chodzi?!
Okazuje sie, ze za skarpa stoja dwie wielkie wanny z goraca i czysta woda.
Jak to zobaczylismy, to odebralo nam mowe.
Stoimy tak spoceni, zmeczeni, a obok nas jacuzzi z goraca woda.
Szybko sie rozbijamy, potem cos tam gotujemy i czekamy az jakas rodzinka skonczy kapiel.
Po godzinie, moze dwoch wskakujemy do srodka i zaczynamy celebracje.
Ile bylu ochow i achow, ile przymiotnikow padlo by opisac te stany uniesienia i blogosci...
Lezelismy tak do w pol do 3 w nocy.
Rano powtorzylismy rytual jeszcze raz i pozegnalismy sie z tym miejscem nie bez zalu.
Dzis daleko nie zajedziemy, ale jestesmy spelnieni, wiec to nie problem.
Wczoraj zrobilismy 104 km.
Interior za 2 dni. Cel Askja!
Pzdr
Takich miejsc jest od groma! Szukajcie uważnie a z pewnością jeszcze traficie na te gorące wanny!Pozdrówki.
OdpowiedzUsuń