I tak na nowo zostalem sam na placu walki. Bylem jednak podbudowany tym, ze mam za soba najwyzsze gory, najciezszy etap i w sumie nic mi, ani rowerowi nie dolega.
Postanowilem wiec dojechac do Trondheim w niedziele, ale zeby ten plan wykonac musialem w 2 dni zrobic 300 km.
Pojechalem najpierw w kierunku na Molde, gdzie zaliczylem wredny tunel, okolo 3 km, 10% w dol, a potem 10% w gore!
Pozniej bylo juz o wiele przyjemniej, bo po pierwsze nie padalo, a po drugie gory znacznie mniejsze.
Zrobilem w koncu te zaplanowane 150, a nawet 153 km.
Tego dnia chcialem sie rozbic na jednej z norweskich posesji. Znalazlem ladne miejsce nad jeziorkiem. Poszedlem wiec sie spytac. Koles byl nieco zdziwiony i po 5 minutach negocjacji przyniosl negatywna odpowiedz, cos w stylu, inni moga czuc sie niekomfortowo, ale wyslal mnie do domu dalej. Ide wiec nieco skwaszony i sprzedaje ta sama spiewke o pedalowaniu na Nordkapp itd. Gosciu patrzy na mnie i mowi. No! Pytam czemu? Ze wzgledu na dzieci! Ze co?! Gdyby pytal oblesny harleyowiec, z browarem w reku, to powiedzmy ok, ale taki godny pozalowania cyklista jak ja mialby byc zagrozeniem dla dzieci!?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz