Generalnie dzien nie byl specjalnie wymagajacy, bo nie bylo tych potwornych podjazdow, ale tez nie mozna powiedziec, ze byl latwy. Po pierwsze zrobilismy razem 137 km, co juz samo w sobie jest niezlym wynikiem. Po drugie wialo przez druga czesc dnia, wiec trzeba bylo troche powalczyc. Na szczescie Michael to dobry kolarz i zmieniajac sie na kole, poszlo nam dosc szybko.
Kapalem sie drugi raz, tym razem w jeziorze. Michael ma mnie za jakiegos polskiego Berryego Gryllsa, bo jezdze w krotkich spodenkach i kapie sie w lodowatej wodzie. Tlumacze mu, ze on jest z poludnia, a ja z polnocy i to roznica kulturowa:)
Jego stosunek do Polski jest bardzo pozytywny, gdyż kojarzy wielu polskich wspinaczy, których darzy podziwem, jak wspomniany Kukuczka chociażby czy Wanda Rutkowska.
Generalnie rozmawiamy sporo o gorach. Opowiadam mu o ksiazce, ktora akurat czytam "Niepotrzebne zwyciestwa" L. Terraya, francuskiego alpinisty, ktory byl w ekipie zdobywajacej pierwszy osmiotysiecznik - Anapurna..W tej chwili pisze z Geiranger. Pogoda srednia, bo mzy lekko, a my za chwile mamy podjazd na Drodze Orlow, ale wczoraj nie padalo, wiec dobre i to.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz