Albania jeszcze nas zaskoczyla na koniec pieknymi krajobrazami. Przed granica jechalismy malowniczym kanionem z czysta jak lza rzeka i gorami w tle, ktore wygladaly nieomal jak Alpy.
Na granicy z Czarnogora natomiast poznalismy cykliste z Hiszpanii, a dokladniej z Wysp Kanaryjskich. Nazywal sie Jesus, wygladal jak Jesus i zachowywal sie jak on. Jest juz cztery lata w podrozy, w tym trzy na rowerze, ktory kupil gdzies w Argentynie za 100 Euro. Ten jego wehikul wazyl w sumie z bagazami okolo 70 kg! Oj czego tam nie bylo...
Jesus przemierzyl polowe swiata robiac na rowerze okolo 50 tys. km. i zwiedzajac naprawde egzotyczne zakatki globu, od Patagonii po Laos i Kambodze. Zyl z tego co zarobil po drodze, robiac jakies bransoletki i pracujac na jakis farmach. Prawdziwy podroznik-tramp. Wygladalismy przy nim jak para Szwajcarow, ktora wybrala sie na weekend do Montenegro.
Zaproponowalem mu oczywiscie wspolny nocleg, bo mial sporo interesujacych rzeczy do opowiedzenia.
Z noclegiem jednak nie bylo latwo, bo jak tylko osiagnelismy wybrzeze, ruch przybral na sile i jechalismy w kolejce samochodow, mijajac kolejne miasteczka i plaze. Znalezc cos na dziko przy wybrzezu jest naprawde ciezko. W koncu zjechalismy z drogi i trafilismy do angielskiej pary ktora wynajmowala dom dla turystow i miala sporo miejsca na trawniku. Problem polegal na tym, ze bez licencji nie moga nikogo przyjmowac. Konkurencja juz nie raz zwracala im uwage. Zrobilo sie jednak ciemno i pozwolili nam zostac, pod warunkiem ze rano zwiniemy szybko namioty. Tak wiec znowu sie udalo.
50 metrow od nas byl bar, wiec poszlimy z Marcinem na piwo. Zimne piwo w te upaly jest jak zbawienie.
Kiedy placilismy kelnerzy spytali sie skad jestesmy? A kiedy padlo slowo Polska, bez slowa polali nam i sobie po "50-tce" i chlust do namiotu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz