W moim przypadku wyprawa na Nordkapp wiązała się przede wszystkim z Norwegia. W kraju tym spędziłem 3 tygodnie i tam znajdowały się największe atrakcje oraz przygody. Finlandii i krajom nadbałtyckim poświeciłem raptem 6 dni, z czego połowe jechałem w deszczu.
Norwegia to kraj równie piękny co wymagający. Zresztą poziom trudności, mówiąc otwarcie, trochę mnie zaskoczył. Spodziewałem się oczywiście gór, ale nie na całej trasie. Poza tym niektóre podjazdy przeszly po prostu moje oczekiwania. Jeśli bowiem ma się do pokonania 1500 metrów, zaczynając od poziomu morza, trzeba poświęcić kilka godzin na pokonanie takiej góry. Jeśli doda się do tego kiepską pogodę, wówczas rekreacyjna jazda przemienia się w walkę.
Wyświetl większą mapę
Wyświetl większą mapę
Dlatego też, moim zdaniem najlepszym wariantem trasy na Nordkapp jest rozpoczęcie od Norwegii i jeśli ktoś ma jeszcze odpowiednio dużo siły, czasu i determinacji, powrót do kraju przez Finlandię, która jest w zasadzie płaska, choć okrutnie monotonna. W odwrotnym przypadku ludzie dojeżdżają na Nordkapp mocno zmęczeni i Norwegie objeżdżają byle szybciej, trasą nr. 6, co jest oczywiście czystą profanacją. Poza tym, za powrotem przez Finalndię przemawiają niższe ceny środków lokomocji, co akurat na tej trasie może mieć znaczenie.
W drugim tygodniu wyprawy stanąłem przed dylematem czy kontynuować jazdę drogę nr „17”, wzdłuż wybrzeża, czy łatwiejszą i szybszą „6”. Wybrałem tą ostatnią, gdyż tylko w ten sposób mogłem dogonić mojego towarzysza podróży - Michaela. Poza tym owa „6” okazała się nie taka straszna jak ją przedstawiano, także w końcu byłem zadowolony ze swojej decyzji. Tym bardziej, że Michael, który pojechał wybrzeżem doświadczył, jak to sam ujął, małej traumy.
Z rzeczy, które należy zobaczyć, polecam koniecznie Rallarvegen, które warto przejechać nawet w deszczu. Snow Road, które wymaga poważnej wspinaczki, ale wynagradza cały wysilek na szczycie. Oczywiście góry Jotunheimen i drogę nr. „55” oraz wyspy Vesteralen, które bardziej mi się spodobały niż popularne Lofoty.
Sprzęt
Trasa na Nordkapp ze względu na długość i wysokie góry wymaga odpowiedniego przygotowania sprzętu. Ja wychodzę z założenia, że lepiej inwestować w sprzęt w domu niż na trasie. Po pierwsze jest taniej, po drugie łatwiej i bez stresu. Dobry sprzęt jednak niekoniecznie oznacza wysokie koszty. Mój rower kosztował np. w sumie 1500 zł i przetrwał już drugą poważną wyprawę bez uszczerbku. Nie liczę tu oczywiście klocków i sezonowej wymiany kasety i łańcucha.
Dalej. Sakw Ortlieba i bagażników Tubusa nie musze zachwalać, bo te marki są powszechnie znane i cenione. Pochwale natomiast kuchenkę Jetboila, której oszczędność (przez 1 m-c zużyłem 2x220 g gazu) szybkość i wygodę zdecydowanie potwierdzam. Schwalbe XR znowu bez przebitej dętki, a mój kochany namiot Robens nadal niezawodny. Śpiwór Cumulusa X-Lite 200 sprawdzał się do temp. około 5 stopni Celcjusza. Poniżej tej granicy komfort spania był zakłócony mimo dodatkowej odzieży (choć trzeba pamiętać, że to kwestia indywidualna). Jedyny problem jaki miałem dotyczył natomiast maty samopompującej Mammuta, z której po 2 tygodniach zaczeło uciekac powietrze. Po sprawdzeniu jej nad jeziorem okazało się, że ma kilkanaście mikrodziurek, których nie sposób załatać. Wychodzi na to, że to jakaś wada fabryczna materiału. Od następnej wyprawy przerzucam się na karimatę Terma-rest, której się nie pompuje, a tym samym nie sposób jej przebić.
Ogólnie
Całkowity dystans pokonany rowerem wyniósł 4002 km, co oznacza, że pokonywałem w ciągu tygodnia 1000 km. Każdy kto był w Norwegii rowerem wie, że to sporo, blisko 140 km dziennie!
Czasami miewałem oczywiście poczucie, że delikatna równowaga pomiędzy komfortem jazdy, a walką, jest zachwiana, na korzyść tej ostatniej. Był to rezultat różnych decyzji, z których jednak żadnej nie żałuje. Najpierw goniłem bowiem Michaela, bo móc z nim wspólnie dojechać na Nordkapp. Później spieszyliśmy się do Alty, by zdążyć przed odjazdem naszego hosta, który przyjął nas po królewsku. A pod koniec, z powodu kiepskiej pogody i chęci szybkiego powrotu do domu, średni dystans rósł naturalnie.
Tak więc ogólnie jestem zadowolony. Pogoda mogła być oczywiście lepsza (w sumie w ciągu miesiąca miałem jedynie około 10 dni przyzwoitej pogody), ale pogody przecież się nie wybiera. Jestem zadowolony, bo osiągnąłem swój cel i to w ładnym stylu.
Na wielokrotnie stawiane pytanie: czy nie bałem się jechać sam, odpowiem tak: przez połowę wyprawy miałem znakomitego kompana, a przez drugą połowę byłem ze sobą, w sumie też fajnym gościem!... więc czego się tu bać!:)
Tutaj mój film:
http://www.youtube.com/watch?v=MNcabP9NRL8
A tu reportaz z lokalnej tv, z malymi niescislosciami, ale ok:)
http://tvostroda.pl/index.php?id=552
Tutaj mój film:
http://www.youtube.com/watch?v=MNcabP9NRL8
A tu reportaz z lokalnej tv, z malymi niescislosciami, ale ok:)
http://tvostroda.pl/index.php?id=552
Nice blog! And I agree, 140 km per day in Norway is a nice average :)
OdpowiedzUsuńHi,
OdpowiedzUsuńThanks! Where are you from? Have you been to Norway?