Z rana mialem przed soba przelecz o wysokosci 2500 metrow. Szlo powoli, ale w koncu wyszlo. Odcinek z Norawank do przeleczy praktycznie bez samochodow. A po wjezdzie na gore ukazala sie moim oczom bajkowa kraina, pelna zielonych pagorkow, zasniezonych szczytow i kwiatkow roznej masci. Tak, az sie wzryszylem. Dlugo to nie trawlo, bo jak tylko moim oczom ukazal sie Sevan, krajobraz sie zmienil za sprawa szpecacych horyzont miasteczek. Miasta w Armenii to w sumie potworki: wszystko jakby bez ladu i skladu, domy bez tynkow i elewacji oraz wszedobylskie smieci.
Pospieszylem wiec w kierunku jeziora, ktorego blekit przyciagal wzrok juz z daleka. Jechalem wzdluz akwenu jakies 40 km, z mysla by rozbic sie wieczorem tuz przy nim. Taki romantyczny pomysl: ja w namiocie i zachod slonca na jeziorem. Rzeczywisctosc jednak okazala sie zupelnie inna. W ostatecznosci bowiem trafilem nad polane, gdzie bylo sporo muszek i krowich plackow, a woda zimna i z glonami.
Najgorsze jednak bylo przede mna. Przez Ostatnie 20 km odczuwalem bol glowy i zoladka, zrzucajac to na brak porzadnego posilku. Postanowilem wiec ugotowac moja bombe kaloryczna z Polski, czyli puree ziemiaczane z sosem grzybowym. Okazalo sie jednak, ze po rozlozeniu namiotu nie mam sil, zeby zagotowac wody. Z minuty na minute czulem sie coraz gorzej. Dodatkowo rozszalala sie burza, taka all inclusive, czyli z grzmotami, piorunami i gradem, tak gradem! Poziom mojego samopoczucia spadal gwaltownie i zrozumialem, ze musialem sie czyms zatruc. Pierwsze wymioty byly jeszcze podczas burzy, nastepne przez caly wieczor. Towarzyszyla mi goraczka i zimne dreszcze. W pewnym momencie, kiedy nie bylo czym wymiotowac, myslalem ze sie przewroce. Po kilku godzinach poczulem sie na tyle lepiej, zeby zagrzac herbaty. Problem polegal na tym, ze jedyna woda jaka mialem pochodzila z jeziora, a w tej plywaly jakies glony i balem sie zeby nie pogorszyc swego stanu. Pragnienie jednak wygralo i w koncu okazalo sie ze woda jest pitna, przynajmniej przegotowana.
W nocy mialem omamy i dreczylo mnie pytanie co bedzie rano. Rozumowalem w nastepny sposob. Jesli bedzie kiepsko, bede musial poszukac jakiegos lekarza. Probowalem sobie przypomniec slownictwo rosyjskie zwiazane z chorobami, ale szlo mi kiepsko. Wyobrazalem sobie, ze trafie do wsi w poszukiwaniu lekarza, a tam jakis chlop zaprowadzi mnie do ich znachora, ktory wlasnie przyjal porod konia czy cos takiego i po kilku chwilach bede lezal w lozku popijajac wywar ziolowy. A dzieci z wioski bede chodzily w moich ciuchach i bawily sie kamera. Wyobraznia!
Pospieszylem wiec w kierunku jeziora, ktorego blekit przyciagal wzrok juz z daleka. Jechalem wzdluz akwenu jakies 40 km, z mysla by rozbic sie wieczorem tuz przy nim. Taki romantyczny pomysl: ja w namiocie i zachod slonca na jeziorem. Rzeczywisctosc jednak okazala sie zupelnie inna. W ostatecznosci bowiem trafilem nad polane, gdzie bylo sporo muszek i krowich plackow, a woda zimna i z glonami.
Najgorsze jednak bylo przede mna. Przez Ostatnie 20 km odczuwalem bol glowy i zoladka, zrzucajac to na brak porzadnego posilku. Postanowilem wiec ugotowac moja bombe kaloryczna z Polski, czyli puree ziemiaczane z sosem grzybowym. Okazalo sie jednak, ze po rozlozeniu namiotu nie mam sil, zeby zagotowac wody. Z minuty na minute czulem sie coraz gorzej. Dodatkowo rozszalala sie burza, taka all inclusive, czyli z grzmotami, piorunami i gradem, tak gradem! Poziom mojego samopoczucia spadal gwaltownie i zrozumialem, ze musialem sie czyms zatruc. Pierwsze wymioty byly jeszcze podczas burzy, nastepne przez caly wieczor. Towarzyszyla mi goraczka i zimne dreszcze. W pewnym momencie, kiedy nie bylo czym wymiotowac, myslalem ze sie przewroce. Po kilku godzinach poczulem sie na tyle lepiej, zeby zagrzac herbaty. Problem polegal na tym, ze jedyna woda jaka mialem pochodzila z jeziora, a w tej plywaly jakies glony i balem sie zeby nie pogorszyc swego stanu. Pragnienie jednak wygralo i w koncu okazalo sie ze woda jest pitna, przynajmniej przegotowana.
W nocy mialem omamy i dreczylo mnie pytanie co bedzie rano. Rozumowalem w nastepny sposob. Jesli bedzie kiepsko, bede musial poszukac jakiegos lekarza. Probowalem sobie przypomniec slownictwo rosyjskie zwiazane z chorobami, ale szlo mi kiepsko. Wyobrazalem sobie, ze trafie do wsi w poszukiwaniu lekarza, a tam jakis chlop zaprowadzi mnie do ich znachora, ktory wlasnie przyjal porod konia czy cos takiego i po kilku chwilach bede lezal w lozku popijajac wywar ziolowy. A dzieci z wioski bede chodzily w moich ciuchach i bawily sie kamera. Wyobraznia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz