Z Tbilisi do Erywania jest ponoc 300 km. Wymyslilem sobie, ze zrobie ta trase w 3 dni i sie udalo. Nie wjezdzalem jednak do stolicy, bo uslyszalem od kilku osob ze nie warto. Nie licze tu Gruzina, ktory sprzedawal mi gaz, bo w tym rejonie o sasiadach, jesli sie w ogole mowi, to tylko zle. Spotkalem jednak sakwiarza z Holandii, ktory w Erywaniu byl i nie polecal. A, ze duze miasto plus rower to kiepskie polaczenie, wybralem objazd. Z rana postanowilem wypic kawe i cos zjesc. Zajechalem wiec na jakies zadupie, liczac na to, ze bedzie tanio. Zamowilem kawe plus rybe z kartuszka. W miedzyczasie podstawiono mi saltake, chleb i ser. Bylo tego tyle, ze nie moglem skonczyc. A potem przyszlo do placenia. Wyszlo 50 zl, to wiecej niz w Polsce za taki obiad, a ja siedzialem w jakims oblesnym pokoiku. Po prostu potraktowano mnie jak bogatego turyste z zachodu. Pozniej rozmawialem z jednym Ormianinem, ktory mieszkal w Polsce i znal calkiem niezle polski. Spytalem go ile "normalnie" kosztuje taki obiad? Odpowiedzial, ze polowe, max. 30 zl.Lekcja z tego taka: zamawiasz cos, zawsze pytaj sie o cene.
Pozniej bylo tylko lepiej: znalazlem internet (za darmo). Droga glownie z gorki i pogoda niezla. Im nizej zjezdzam tym cieplej. Wlasnie sie dowiedzialem, ze nie musze placic za kawe. Moze znajomy-Ormianin zaplacil...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz