Rower spakowany w karton, a reszta sprzetu, na szczęscie, zmieścila sie w dwie sakwy i worek na namiot. Moj obecny dylemat to czy brac kuchenke benzynowa i miec swiety spokoj, ale ciezszy i miej wygodny sprzet, czy zabrac palnik gazowy (Jetboil), który jest lekki i wygodny. Skłaniam się bardziej ku drugiej opcji, ale bede musial z lotniska pojechac do Tbilisi aż 20 km, znalezc sklep z kartuszami i zorientowac sie czy rzeczywiscie sa dostepne. Tak wiec istnieje pewne ryzyko.
Apropos ryzyka. Płeć słaba, częściej niż ta druga, zainteresowana bardziej trasa i gadżetami, notorycznie zadawała mi jedno pytanie: czy się boję? Z reguły odpowiadałem,że obawy to rzecz naturalna i trzeba ją wpisać w koszty tego typu wyprawy. Obawiam się na przykład, że rower nie dotrze cało do Tbilisi, że nie znajde gazu, ze ruch drogowy w Gruzji przejdzie moje najśmielsze oczekiwania, że tureckie dzieciaki beda mialy dobre oko i jeden czy dwa kamienie mnie jednak dosięgną, itd. Występuje tutaj niewiadoma, której nie da się racjonalnie oswoić. Bez tej niewiadomej jednak cała wyprawa nie miałaby sensu, bo po co jechać w miejsce, gdzie wszystko co może nas spotkać jest do przewidzenia.
Tak więc: czy się boję? Oczywiście, że nie! ;)
Do zobaczenia za 2 m-ce!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz