Odkad wjechalem do Gruzji, tuz po tym jak zakonczyly sie moje sensacje zoladkowe i wrocilem do zdrowia fizycznego, psyche zaczela sie rozklejac.
Tego typu kryzysy sa czyms normalnym podczas takiej wyprawy. U mnie pojawiaja sie, z reguly na poczatku drugiego tygodnia, kiedy pierwsze wrazenia opadaja i czlowiek musi zmierzyc sie z rutyna jazdy i ciaglego rozkladania namiotu. Jesli dodatkowo pojawiaja sie utrudnienia zwiazane z jazda, poziom nastroju systematycznie spada.
Zaczela wiec doskwierac mi samotnosc. Ile mozna sluchac muzyki czy czytac Jagielskiego, ktory rownie fascynuje co przygnebia. Ludzie sa tutaj mili, jak w Armenii, ale to wszystko jest bardzo powierzchowne. Hej, skad jestes, jak leci? No i ten jezyk. U Gruzinow rosyjski kuleje, jedynie ze starszymi mozna sie porozumiec.
Gadam czasami do siebie, ale glownie od rzeczy.
Wprowadzilem poza tym korekte trasy.
Zrezygnowalem z Pankisi i Omalo, lezace we wschodniej czesci Gruzji. Omalo to byl rodzynek, ale coz trasa jeszcze dluga, wiec atrakcji sporo.
Decyzje podejmowalem na raty. Wczoraj wyjechalem z Tbilisi, kierujac sie na polnoc do Tianeti. Odcinek okolo 70km. Droga glownie pod gore i co sie okazalo w duzej czesci gruntowa. A potem bylo juz tylko gorzej, bo dalej z Tianeti prowadzila droga kamienisto-szutrowa.
Krajobraz przepiekny, zielone pagorki, poprzecinane czystymi rzeczkami i w ogole bardzo zielono. Ruch zaden.
Bylem jednak w kiepskim nastroju i perspektywa tulania sie przez 2-3 dni po tym drogach w pojedynke po prostu mi zbrzydla. I kiedy okazalo sie, ze nie dotre do Pankisi tego samego dnia (chcialem tam nocowac), zrezygnowalem.
W tej chwili jestem nad Tbilisi i bede sie kierowal na Gori, a dalej do Svaneti.
Koncze, bo ida krowy!
Tego typu kryzysy sa czyms normalnym podczas takiej wyprawy. U mnie pojawiaja sie, z reguly na poczatku drugiego tygodnia, kiedy pierwsze wrazenia opadaja i czlowiek musi zmierzyc sie z rutyna jazdy i ciaglego rozkladania namiotu. Jesli dodatkowo pojawiaja sie utrudnienia zwiazane z jazda, poziom nastroju systematycznie spada.
Zaczela wiec doskwierac mi samotnosc. Ile mozna sluchac muzyki czy czytac Jagielskiego, ktory rownie fascynuje co przygnebia. Ludzie sa tutaj mili, jak w Armenii, ale to wszystko jest bardzo powierzchowne. Hej, skad jestes, jak leci? No i ten jezyk. U Gruzinow rosyjski kuleje, jedynie ze starszymi mozna sie porozumiec.
Gadam czasami do siebie, ale glownie od rzeczy.
Wprowadzilem poza tym korekte trasy.
Zrezygnowalem z Pankisi i Omalo, lezace we wschodniej czesci Gruzji. Omalo to byl rodzynek, ale coz trasa jeszcze dluga, wiec atrakcji sporo.
Decyzje podejmowalem na raty. Wczoraj wyjechalem z Tbilisi, kierujac sie na polnoc do Tianeti. Odcinek okolo 70km. Droga glownie pod gore i co sie okazalo w duzej czesci gruntowa. A potem bylo juz tylko gorzej, bo dalej z Tianeti prowadzila droga kamienisto-szutrowa.
Krajobraz przepiekny, zielone pagorki, poprzecinane czystymi rzeczkami i w ogole bardzo zielono. Ruch zaden.
Bylem jednak w kiepskim nastroju i perspektywa tulania sie przez 2-3 dni po tym drogach w pojedynke po prostu mi zbrzydla. I kiedy okazalo sie, ze nie dotre do Pankisi tego samego dnia (chcialem tam nocowac), zrezygnowalem.
W tej chwili jestem nad Tbilisi i bede sie kierowal na Gori, a dalej do Svaneti.
Koncze, bo ida krowy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz