Etap I - Kaukaz
Poczatki bywaja trudne:) Pierwszy etap mojej podrozy zdaje się potwierdzać to powiedzenie. Armenia szła gładko, zgodnie z planem. Średnia powyzej 100 km dziennie, przyzwoita pogoda, dobre drogi, piekne widoki, udane kempingi i ta szczypta egzotyki, która przyciąga roznych awanturników. Az przyszlo zatrucie, którego skutki odczuwałem przez dobre kilka dni. Do Gruzji więc wjechalem zmeczony, odwodniony i niedozywiony. Jak by tego bylo malo, okazalo się, ze w Gruzji dobrych dróg, to znaczy utwardzonych, jest jak na lekarstwo. Dlatego tez kiedy pojawiło się ogólne wypalenie zdecydowałem sie na korektę moich ambitnych planów. Zrezygnowałem najpierw z Omalo - urokliwej wsi polozonej w gorach a potem ze Swanetii. Żeby bylo zabawniej w obu przypadkach powalczylem troche, by potem nadrabic dystans okrężną drogą.
Niemniej jednak uważam, ze Kaukaz jest wart trudu. Mimo rozwoju turystyki, szczegolnie w Gruzji, ciągle mozna tam uświadczyć dzikich terenów, a ludzie bywaja naprawdę gościnni i życzliwi.
Etap II - Turcja
Turcja budziła mój respekt od początku. Wystarczy spojrzec na mapę by poczuć się małym. Poza tym obawialem sie pogody. Latem temperatury siegają 40 stopni. Nie bylo jednak az tak źle. Gorąco, a i owszem, ale głównie w rejonie Malatyi, gdzie asfalt zamienial sie lepką maź, ale w górach już zdecydowanie chłodniej. Zresztą góry towarzyszyły mi na całej trasie, dzięki czemu nie nudzilem się:) W Trucji, jak widac na mapie, podjazdy mialem nieomal do samego Istanbułu. Moja urazona ambicja (albo inaczej moj gruzinski kompleks) nie pozwolila jednak na kompromisy w tym wzgledzie. Najtrudniejsza była część wschodnia, ale tez najladniejsza. Mimo, ze nie jest to najczystszy kraj na świecie (widziałem jak kierowca autobusu w gumowych rekawiczkach zebrał smieci do worka, by nastepnie wyrzucic go na polane tuz obok.) to mozna tam znalezc mnostwo urokliwych miejsc.
Największą jednak niespodziankę zrobili mi sami Turcy. O ile po Kaukazie spodziewalem sie wiele od autochtonów, to po Turkach nie oczekiwalem zbyt duzo. A tu oprócz dziesiatek wypitych herbat z nieznajomymi kilkakrotnie nocowalem pod dachem. Najwięcej gościnności uświadczylem natomiast od strony Kurdów, którymi Turcy niesłusznie straszą male dzieci i wszystkich rowerzystów jadących od wschodu. Jedynym problemem byl język. Jesli nie zna sie tureckiego naprawde ciezko sie dogadac.
Etap III - Bałkany
Bałkany jako ostatni etap traktowalem ulgowo. Po pierwsze wjeżdżałem do Europy, po drugie mialem towarzystwo, a po trzecie największe przełęcze mialem za sobą. Z planowaną rekreacją jednak nie do konca się udało. Zrobiło się bowiem gorąco. W Bośni mieliśmy wrażenie, że jedziemy przez pustynie. No i góry, może mniejsze niż wcześniej, ale ciągle strome. W miedzyczasie zeczela mi pekac tylna obrecz i koncowka nabrala nieco dramaturgii. Najlepsze wrazenie zrobily na nas Albania, przezywajaca obecnie prosperity, Macedonia i Czarnogóra. Najgorsze Chorwacja, która jest krajem malo przyjaznym dla rowerzystów i mocno juz skomercjalizowanym turystycznie.
Poczatki bywaja trudne:) Pierwszy etap mojej podrozy zdaje się potwierdzać to powiedzenie. Armenia szła gładko, zgodnie z planem. Średnia powyzej 100 km dziennie, przyzwoita pogoda, dobre drogi, piekne widoki, udane kempingi i ta szczypta egzotyki, która przyciąga roznych awanturników. Az przyszlo zatrucie, którego skutki odczuwałem przez dobre kilka dni. Do Gruzji więc wjechalem zmeczony, odwodniony i niedozywiony. Jak by tego bylo malo, okazalo się, ze w Gruzji dobrych dróg, to znaczy utwardzonych, jest jak na lekarstwo. Dlatego tez kiedy pojawiło się ogólne wypalenie zdecydowałem sie na korektę moich ambitnych planów. Zrezygnowałem najpierw z Omalo - urokliwej wsi polozonej w gorach a potem ze Swanetii. Żeby bylo zabawniej w obu przypadkach powalczylem troche, by potem nadrabic dystans okrężną drogą.
Niemniej jednak uważam, ze Kaukaz jest wart trudu. Mimo rozwoju turystyki, szczegolnie w Gruzji, ciągle mozna tam uświadczyć dzikich terenów, a ludzie bywaja naprawdę gościnni i życzliwi.
Etap II - Turcja
Turcja budziła mój respekt od początku. Wystarczy spojrzec na mapę by poczuć się małym. Poza tym obawialem sie pogody. Latem temperatury siegają 40 stopni. Nie bylo jednak az tak źle. Gorąco, a i owszem, ale głównie w rejonie Malatyi, gdzie asfalt zamienial sie lepką maź, ale w górach już zdecydowanie chłodniej. Zresztą góry towarzyszyły mi na całej trasie, dzięki czemu nie nudzilem się:) W Trucji, jak widac na mapie, podjazdy mialem nieomal do samego Istanbułu. Moja urazona ambicja (albo inaczej moj gruzinski kompleks) nie pozwolila jednak na kompromisy w tym wzgledzie. Najtrudniejsza była część wschodnia, ale tez najladniejsza. Mimo, ze nie jest to najczystszy kraj na świecie (widziałem jak kierowca autobusu w gumowych rekawiczkach zebrał smieci do worka, by nastepnie wyrzucic go na polane tuz obok.) to mozna tam znalezc mnostwo urokliwych miejsc.
Największą jednak niespodziankę zrobili mi sami Turcy. O ile po Kaukazie spodziewalem sie wiele od autochtonów, to po Turkach nie oczekiwalem zbyt duzo. A tu oprócz dziesiatek wypitych herbat z nieznajomymi kilkakrotnie nocowalem pod dachem. Najwięcej gościnności uświadczylem natomiast od strony Kurdów, którymi Turcy niesłusznie straszą male dzieci i wszystkich rowerzystów jadących od wschodu. Jedynym problemem byl język. Jesli nie zna sie tureckiego naprawde ciezko sie dogadac.
Etap III - Bałkany
Bałkany jako ostatni etap traktowalem ulgowo. Po pierwsze wjeżdżałem do Europy, po drugie mialem towarzystwo, a po trzecie największe przełęcze mialem za sobą. Z planowaną rekreacją jednak nie do konca się udało. Zrobiło się bowiem gorąco. W Bośni mieliśmy wrażenie, że jedziemy przez pustynie. No i góry, może mniejsze niż wcześniej, ale ciągle strome. W miedzyczasie zeczela mi pekac tylna obrecz i koncowka nabrala nieco dramaturgii. Najlepsze wrazenie zrobily na nas Albania, przezywajaca obecnie prosperity, Macedonia i Czarnogóra. Najgorsze Chorwacja, która jest krajem malo przyjaznym dla rowerzystów i mocno juz skomercjalizowanym turystycznie.
Namiastka prelekcji dla nieobecnych:)Profile trasy imponujące
OdpowiedzUsuńZ ostatnia mapa byl pewien klopot. Na poczatku szlo gladko, ale kiedy przyszla kolej na Bosnie, to program nie chcial mnie puscic oficjalnymi drogami, wiec musialem posluzyc sie kanciastymi kreskami. Nie zdziwilbym sie wiec gdyby sie okazalo, ze Bosnie przejechalismy szczytami gor:)
OdpowiedzUsuń